Jestem z siebie dumna! Siedzę teraz z gorącą herbatą przed laptopem, zima przygotowuje swoje „wielkie pożegnanie”, nasłuchuję ciszy i redaguję pierwszy wpis na mojego bloga.
Wiele musiało się zdarzyć, abym mogła w wewnętrznym przekonaniu otworzyć się na prawdziwe życie i wyjść z jego iluzji, schematów, przywiązań.
Ale po kolei….
Jestem ofiarą „życia w biegu”. Brałam udział w maratonie, na który nie byłam solidnie przygotowana. Musiałam walczyć, aby ten bieg ukończyć, licząc na szczęście i sprzyjające okoliczności.
Chciałam przechytrzyć rzeczywistość uruchamiając „wewnętrznego mocarza”, a w długodystansowym biegu próbowałam nawet skakać przez płotki! Życie jednak nie przypomina maratonu „niedzielnego sprintera”. Będę szczera, miałam cholerne szczęście, widząc z daleka metę, zanim nie padłam na twarz zadyszana w połowie dystansu.
Pamiętam wieczór, kiedy zrezygnowana i potwornie zmęczona myślałam o uwolnieniu z codziennego szaleństwa, pośpiechu, planowania, nakładania kilku spraw na siebie, odgrywaniu nadmiaru ról. Żyłam nimi od rana, nie żegnałam w nocy. Niekończące rozpamiętywania i analiza podjętych decyzji, nie pozwalały na realną ocenę rzeczywistości. Wtedy bezwzględnie zderzałam się z nachalnym perfekcjonizmem, bez którego byłam obnażona i bezwartościowa. Nie potrafiłam odnaleźć równowagi między stresem, a pozornym odpoczynkiem. Z tyłu głowy nosiłam pamięć o 100 zobowiązaniach, a nad każdym chciałam mieć poczucie kontroli.
Życie skurczyło się do niezbędnego tygodnia wypełnionego pracą. Znalazłam się na etapie wypalenia, wtaczania na górę
codzienności potężnego ciężaru, który mnie przygniatał i wgniatał w ziemię.
…Pozwól, że na chwilę wyjrzę przez okno. Jest pięknie! Wyjątkowo ciepło, słonecznie! Wieś jest jeszcze szaro-bura, ale niedługo zakwitną pierwiosnki, które posadziłam jesienią w skrzynkach….
Idę własną drogą!
Stanęłam na nogi: dosłownie i w przenośni! Pokonałam lęk o teraźniejszość metodą racjonalnej oceny ryzyka.
Żyję według planu „szytego na miarę”. Upraszczam skomplikowane relacje, działam i uczę się konsekwentnego wykorzystywania szans. Bardzo chcę świadomie żyć! Wiem o sobie wszystko! Słucham swojego wewnętrznego głosu. Ufam mu i chcę odpowiadać echem moich działań.
Założyłam bloga. Jest spełnieniem moich marzeń. Mam już ich kilka na swoim koncie. Wszystkie sprawiły mi prawdziwą przyjemność. Chociaż przygotowania trwały miesiącami, to przekonanie towarzyszące pierwszym wpisom, zdjęciom, które wyszukiwałam z galerii, potwierdzają zaangażowanie i wzruszenie.
Jestem w drodze!
Wszystko jest możliwe! Pielęgnowanie marzeń warto urzeczywistniać. Być może będziesz wątpić, a „przeszkadzajki” w postaci osób, które „wiedzą lepiej”, „bardziej” się znają lub „dobrze” ci życzą, będą odciągać od działania. Spójrz na życie łagodnie i z ufnością! Zapytaj, czego pragniesz. Skup się na własnym szczęściu i zdecyduj, czy twoim pragnieniem jest uzdrawiać swoje życie, poprawiać jego jakość i żyć zgodnie w sobą samym.
Bez działania nie zrobisz pierwszego kroku. Pamiętam potworny ból, kiedy musiałam samodzielnie walczyć o drugi i następny… Fizyczny ból, oswajany miesiącami i oswajany jeszcze dzisiaj. Mogłam poddać się i zatrzymać na pierwszym, najbardziej zniechęcającym…
A ja wbrew odczuwaniu, podporządkowałam fizyczną niemoc własnemu umysłowi. A on BARDZO CHCIAŁ, abym szła dalej!
Zaprowadził mnie znacznie dalej, niż moje nogi… Był przede wszystkim towarzyszem zmian, które zapoczątkowało Sie żyje.
Dlaczego otworzyłam się na zmiany?
Co zdarzyło się w drodze?
To kolejny temat mojej opowieści.
Przygotuj herbatę, kawę lub jak co wolisz… Rozgość się.
Chętnie przyniosę ciastka owsiane, a może wolisz pierniczki? Czekoladowe?
Myśl na pierwsze spotkanie:
„Walka jest wyborem, pomiędzy pierwszym krokiem, a….ostatnim”.